Bez tytułu
"Ktokolwiek widzial, ktokolwiek wie..." --> to powinien byc naglowek dzisiejszej notki... Ostatnio obrazony na caly swiat wyszedl ode mnie moj mezczyzna, i dotad sie nie pojawil :/ Chyba mysli, ze zadzwonie i bede przepraszac.... Tak jakbym miala za co. Ale nie, tym razem nie! Ostatnio on poczul sie zbyt pewnie, i mysli ze bede znosic jego fochy. Za kazdym razem jak sie obrazal, ja musialam za nim wolac, zeby nie wychodzil w ten sposob. Az sobie widocznie pomyslal, ze jak kolejny raz sie ubierze i bedzie chcial wyjsc, to ja sie rzuce, chwyce go za nogi i nie pozwole wyjsc :-) A tu rybka. Pozowolilam pojsc, co wiecej, nie bylo mi z tego powodu smutno. Czyzby uczucie, ktore nas polaczylo, przez te ponad 2 lata, zmienilo sie w zwykle przyzwyczajenie? Moze jestesmy razem, bo kazde z nas boi sie samotnosci...