Bez tytułu
Wczoraj byla ladna pogoda, nigdzie mi sie nie spieszylo, wiec do domu poszlam sobie przez park. Naraz podchodzi do mnie grupka chlopakow, zebym zrobila sobie z nimi zdjecie (???). Mowie im, ze nie, ze moze innym razem (ale kity), ale widocznie bylam niezbyt przekonywujaca, wiec zapozowalam do zdjecia. Chlopcy byli mili, zabawni, ale po zrobionym zdjeciu szybko sie wycofalam :-)
Pozniej spotkalam swoja byla "przyjaciolke". W podstawowce jezdzilysmy razem na kolonie, pisalysmy do siebie listy przez jakis czas (mieszkamy w tej samej dzielnicy!!hahaha) i w jednym liscie Justyna zapytala mnie, czy bede jej przyjaciolka, bo ona zadnej nie ma a fajnie jest miec taka bliska kolezanke. I od tego czasu bylysmy przyjaciolkami :-D Tak sie przyjaznilysmy, ze teraz ona udaje ze mnie nie widzi. Tego wlasnie nie potrafie zrozumiec. Jak mozna znac kogos przez tyle lat a teraz robic jakies uniki, uciekac wzrokiem jak tylko sie kogos tam widzi? Przeciez nikogo nie ubedzie od glupiego "czesc". A to zawsze mile, jak ktos cie pozdrowi na ulicy.