Bez tytułu
Wczoraj wszystko bylo na NIE. Zaczelo sie od samego rana. Na 7:00 umowilam sie z kolega ktory jest fryzjerem, aby uczesal mnie na wesele. 7:05 jego nie ma, 7:10 jego nie ma, 7:15 jego nie ma... dzwonie a on nie odbiera. 7:30 jego ciagle nie ma! Fajnie :/ Zostawil mnie na lodzie. Ale zeby nic nie powiedziec? Nie uprzedzic? Jeszcze dzien wczesniej wieczorem do niego dzwonilam zeby upewnic sie czy przyjdzie i mowil ze tak, jasne, bedzie o 7! A ja wszystko mialam juz zaplanowane 7:00-8:00 fryzjer, pozniej jade na egzamin, o 14:00 wracam do domu, przebieram sie i jedziemy na wesele. Na szczescie jak wracalam do domu widzialam ze u fryzjera nikogo nie ma, wiec szybko podjechalam i bardzo mila pani uratowala moja fryzure :) Podjechalam po Tomka. U niego tez na NIE. Zamowilismy bukiet w kwiaciarni kilka dni wczesniej. Tomek przychodzi odebrac go i okazuje sie ze bukiet nie jest zrobiony! Koncem koncow na wesele w koncu dotarlismy :) Zabawa sie udala, bawilismy sie swietnie. Ale myslalam ze mi nogi odpadna. Jednak ja + buty na obcasie nie jest najlepszym polaczeniem.
Teraz jeszcze chwila relaksu a pozniej musze sie uczyc na egzamin. Ale na szczescie to juz koncowka sesji :]