Bez tytułu
Od poniedzialku nic mi sie nie udaje. W poniedzialek zamiast sie uczyc to pociskalam pierdoly na gg i nie nauczylam sie na kolosa z angielskiego. Jadac we wtorek na uczelnie mialam juz plan: przekladamy!! :) No niestety, nie udalo sie wiec pisalam. Napisalam takie bzdury ze szkoda gadac. Zalowalam ze babka jak wyszla po slowniki wziela ze soba nasze prace bo zabralabym swoja i wyrzucila- taki wstyd!!! Pociesza mnie tylko jedno, ze owa pani sie we mnie zakochala, wiec moze nie wpisze mi tej kapy? :)
Wieczorem wielka klotnia z Tomkiem ktora zakonczyla sie tak jak sie zakonczyla. Czyli na dzien dzisiejszy nie ma juz NAS. Nie wiem co musialoby sie stac zebysmy znowu byli razem. Ja, wielka dama i ksiezniczka, nie mam zamiaru pierwsza wyciagac reki do zgody bo pomimo ze wina lezy po obu stronach to jego polowa winy jest wieksza od mojej wiec to on musi wykonac pierwszy ruch. A on tez jest uparty wiec nie ma co liczyc na powrot do tego co bylo. Jeszcze to do mnie nie dociera do konca, ciagle mam chyba taka cicha nadzieje ze moze jednak. Rozpaczac bede dopiero (o ile bede) jak sytuacja bedzie juz pewna.
A dzisiaj? Dzisiaj kur... mac przeszla mi 5 obok nosa. Kazdy kto byl na wszystkich zajeciach ma 5 z cwiczen. A ten kto ma 5 z cwiczen jest zwolniony z egzaminu. Wiec w pierwszej wersji jestem zwolniona. Ale okazalo sie, ze chyba 3 osoby byly jakis czas temu na splywie po Dunajcu wiec te osoby maja malutki plus i tylko te osoby sa zwolnione z egzaminu. Ale ja sie tak latwo nie daje. Razem z kolega z grupy piszemy referat na temat sprawnosci fizycznej (czy cos takiego) oddajemy go, liczymy na jakiegos plusa i tez jestesmy zwolnieni :) Postawimy pana doktora przed faktem dokonanym :) Na ten super pomysl wpadlismy w drodze powrotnej do domu, hahaha :D