....
Mam kolezanke, ktora bardzo lubi mowic "wpadne do ciebie w przyszlym tygodniu". Nigdy nie powie że mnie zaprasza, żebym to ja przyjechała do niej, zawsze jest to jej wpraszanie się. Rozumiałabym gdyby nie miała dzieci i bałaby się, że moje dzieci coś jej zniszczą, że porysują jej ściany itp. Ale ona też ma synka, który ma 1,5 roku, jest upierdliwy, cokolwiek nie postawi się na stole od razu chce ściagnąć, jak są chrupki to bierze garściami, wklada do buzi a poźniej takie poślinione wsadza do mieseczki :/ Albo wsadza swoje paluszki do kina domowego na co kolżanka mówi tylko "nonono". Moje dzieci, z racji wieku, są grzeczne. Piotruś potrafi grzecznie siedzieć na kolanach, Basia jest duża więc rozumie jak mówię że czegoś nie może robić. Zresztą, zawsze jak gdzieś idziemy to jest grzeczna i nie muszę się za nią wstydzić. Koleżanka jest samotną matką, mieszka sama z dzieckiem, więc odpada mąż który nie pozwala zapraszać koleżanek. Mieszkanie ma wyremontowane, fajnie urzadzone, więc nie sądze że nie zaprasza nikogo dlatego, że ma brzydko w domu. Więc to chyba taki typ co lubi wpadać do kogoś? Tylko jak jej delikatnie powiedzieć, że wszystko fajnie, ale ileż można? Wy też macie takich znajomych, czy to jak zwykle tylko ja mam takie szczęście?
Sprzedaje swój samochod. Juz był wystawiony na allegro i tylko jedna osoba zadzwoniła. Jeszcze na dodatek godzine przed umowionym spotkaniem wyslala smsa ze już nie jest zainteresowana buuuu :(((
Zaczełam szukać pracy. I w zasadzie nic ciekawego dla siebie nie widze :( Praca w zawodzie odpada, bo nie mogę pozwolić sobie na pracę w systemie 12/24 :( Na jakieś wyższe stanowisko w branży też nie mam szans, bo mam niewielkie doświadczenie... Szukałam też w administracji biurowej, przynajmniej to ludzkie godziny pracy, ale niczego w okolicy nie ma. Nie mam noża na gardle, więc mogę przebierac w ofertach. Jednak co innego mnie przeraża. Jestem nieśmiała, więc automatycznie nie jestem pewna siebie, ciężko mi nawiązywać kontakty :( Początki w pracy są dla mnie stresujące, bo nie wiesz co robić, nikogo nie znasz, boisz się cokolwiek zrobić bo zrobisz źle, zepsujesz. Jedyną pocieszającą rzeczą jest to, że chyba dobrze wypadam na rozmowach kwalifikacyjnych. W życiu byłam na 2 i najwyraźniej wypadłam dobrze, bo mnie zatrudniono i tu i tu :)
Z jednej strony nie muszę iść do pracy, nawet wymysliliśmy z Tomkiem, żebym nigdy nie pracowała, żebym mogła zajać się domem, dziećmi, a jeśli już bym miała pracować to wymyslić jakis własny biznes. Byle dochodowy :) Z drugiej strony, niech Tomek kiedyś pozna jakąś inna kobietę dla której mnie zostawi. Albo sytuacja będzie nieciekawa i będę musiała pracować. Gdzie wtedy pójdę? Mając załóżmy 40 lat w tym rok doświadczenia zawodowego? Najchętniej poszłabym np. do pizzy hut, praca mało odpowiedzialna, co wiecej, jak się pracuje dłużej niż ileś tam godzin to dostaje się małą pizzę ;) Ale co później? Tam nie ma 50-letnich kelnerek. Tesco?
Ale w zasadzie po co ja sie martwie na zapas? Przeciez w 2012 roku ma byc koniec swiata ;)